przez axanna » Pt lis 09, 2007 5:37 pm
Rozważaliśmy ostatnio w zborze 16 rozdział Dziejów apostolskich, jak zwykle po przeczytaniu dzieląc się komentarzami, opiniami itp. Chyba wszyscy wiedzą jak to przebiega na grupach domowych albo zebraniach w środku tygodnia.
Dla przypomnienia podpowiem iż mowa tam o tym, jak Paweł miał w nocy widzenie, jak pewien Macedończyk prosił o pomoc po czym przybyli do okręgu macedońskiego - Filippi, gdzie głosili przez wiele dni i zdarzyło się iż czepiła ich pewna dziewczyna mająca ducha wieszczego i chodziła za nimi wołając to i owo, aż Paweł nie wytrzymał i rozkazał temu duchowi z niej wyjść za co później trafili do więzienia (jej, zaraz pół Biblii przepiszę, prościej było zacytować cały rozdział) gdyż zarabiała swoim wróżbiarstwem przynosząc zyski panom tego miasta, ufff.
Tu się zbliżam do interesującego mnie momentu, gdy Paweł i Sylas, zakuci w dyby i pobici rózgami, jak piszę, że zadano im "wiele razów", około północy "modlili się i śpiewem wielbili Boga, a więźniowie zaś przysłuchiwali się im" i ... oj, dalej zacytuje kawałek :
Dz 16:26-33 Bw „Nagle powstało wielkie trzęsienie ziemi, tak że się zachwiały fundamenty więzienia i natychmiast otworzyły się wszystkie drzwi, a więzy wszystkich się rozwiązały.(27) A gdy się przebudził stróż więzienny i ujrzał otwarte drzwi więzienia, dobył miecza i chciał się zabić, sądząc, że więźniowie uciekli.(28) Lecz Paweł odezwał się donośnym głosem, mówiąc: Nie czyń sobie nic złego, bo jesteśmy tu wszyscy.(29) Zażądał wtedy światła, wbiegł do środka i drżąc cały, przypadł do nóg Pawła i Sylasa,(30) i wyprowadziwszy ich na zewnątrz, rzekł: Panowie, co mam czynić, abym był zbawiony?(31) A oni rzekli: Uwierz w Pana Jezusa, a będziesz zbawiony, ty i twój dom.(32) I głosili Słowo Pańskie jemu i wszystkim, którzy byli w jego domu.(33) Tejże godziny w nocy zabrał ich ze sobą, obmył ich rany, i zaraz został ochrzczony on i wszyscy jego domownicy.”
Cytuje dokładnie, gdyż w interesującej mnie sprawie ważny jest kontekst wydarzenia. Otóż chodzi o to, że odezwał się pewien brat i zaczął podziwiać wiarę Pawła i Sylasa, że pobici i poranieni "modlili się i śpiewem wielbili Boga" - co w sumie rzeczywiście jest godne podziwu i naśladowania.
Uderzyło mnie to co mówił dalej, że : "oni wiedzieli jaka jest moc modlitwy i naprawdę mieli tą moc, że aż trzęsienie ziemi nastąpiło itd. i strażnik został zbawiony".
To tak wyglądało, że... no nie wiem... jakby cała chwała (albo większa jej część) należała się Pawłowi za to co się stało, a Bóg gdzieś tam... z boczku.
Wtedy odezwałam się, iż inaczej pojmuje dane wydarzenie, gdyż wszystko to od samego początku, zaczynając od widzenia Macedończyka, poprzez dziewczynę z duchem, aż do więzienia zaplanował sam Bóg, a Paweł z Sylasem niekoniecznie nawet rozumieli po co tam wylądowali, gdy tak śpiewali skuci w dyby. Tylko ufali Bogu i nic więcej, a człowiek nie zawsze rozumie co Bóg czyni.
No i zaczęło sie....
- Ty weź i przestań się modlić o zbawienie swojego męża - powiedziała pewna starsza siostra z wyraźną notą niezadowolenia, co mnie zaskoczyło;
- No ale co Ty myślisz, iż zbawienie mojego męża jest uzależnione od moich modlitw, - zapytałam - sądzisz, że gdybym przestała się modlić, to mąż nie zostałby zbawiony, nawet jeżeli jest do tego przeznaczony od założenia świata?
- Ale dlaczego Ty uważasz, że to nie modlitwa Pawła sprawiła trzęsienie i że strażnik został zbawiony, uważasz, że modlitwa nie ma mocy? uważasz, że mamy się nie modlić o swoich bliskich?
- Nie uważam że mamy się nie modlić, ale uważam że ostatecznie i tak do Boga należą wszelkie decyzje bez względu na nasze modlitwy, gdyż nie jest On kukiełką w naszych rękach, tylko na odwrót, a cała chwała za wydarzenia w więzieniu należy się tylko Bogu, nie zaś Pawłowi, gdyż to nie Paweł miał "moc modlitwy" tylko Bóg miał moc;
- Ależ nie - to modlitwa Pawła miała moc!
- No jakże to? czy to modlitwa kogoś zbawia, czy Bóg?
- Ale modlitwa pomaga. A Ty powiedziałaś, że możesz w ogóle się nie modlić...
Więc mam takie pytanie, jak wy rozumiecie "moc modlitwy" - czy modląc się, pomagamy Bogu w czymś? Czy Bóg potrzebuje naszych modlitw, aby zadziałać, czy to tylko my sami potrzebujemy, aby się modlić? Jak rozumiecie, czy bez naszych modlitw Bóg jest bezradny? Gdyby tam w więzieniu, na przykład, Paweł i Syłas nie modlili się, lecz spali - to wydarzyło by to co się wydarzyło, czy nie?