Wiem, że nie powinnam się zbyt mocno przywiązywać do zwierząt, ale nic na to nie poradzę.
Dużo razy dziękowałam Bogu za wszystkie dobra i brak większych trosk... No ale wiadomo, że to nie mogło trwać zbyt długo.
Mam kanarka, którego traktuję jak psa. Całe dnie lata po pokoju, razem jemy, rozmawiam z nim, jest moim wielkim szczęściem. Ostatnio okazało się, że jest nieuleczalnie chory. Powinien zdechnąć niecały tydzień po zachorowaniu, tymczasem on trzyma się już ok. miesiąca. Jednak z dnia na dzień mu się pogarsza.
Postanowiłam poprosić Boga o pomoc, jeśli tylko byłaby możliwa. Błagam go codzień, tymczasem jest coraz gorzej. Nie będę miała najmniejszych pretensji czy wyżaleń, jeśli moj kanarek zdechnie. Jednak wciąż nurtuje mnie pytanie: dlaczego modlitwa nie 'działa'?
Czy zwierzę nie jest godne uzdrowienia? Czy w sprawach takiego pokroju Bóg nie może nic poradzić? Dlaczego?
Piszę poważnie i takich też oczekuję odpowiedzi.
Za każdą odpowiedź serdecznie dziękuję.